Laos vs. Brazil - Mecz Przyjaźni
W ubiegłą sobotę miało miejsce wielkie wydarzenie sportowe w Wientianie. Na stadionie Chao Anouvong Narodowa Reprezentacja Laosu w piłce nożnej zagrała przeciwko piłkarzom z Brazylii. Do Laosu nie przyjechała obecna Reprezentacja Brazylii, a jej byli piłkarze, innymi słowy emeryci ;)
Brazil Play Fair Team zagra/zagrała jeszcze parę meczy z innymi krajami Azji Południowo-Wschodniej, min z Kambodżą.
Według Tajskich mediów, dla Laotańczyków mecz miał być okazją do uczenia się techniki od doświadczonych Brazylijczyków.
Na mecz wybrałam się ze znajomymi z pracy. Moja koleżanka stwierdziła, że powinnyśmy zakupić jakieś piwo przed meczem. Ktoś nam powiedział, że butelek nie można wnosić na stadion, ale z puszką można przyjść. Zakupiłyśmy 4 małe puszki Beerlao i udałyśmy na mecz. Na miejscu okazało się, że żadnych napojów nie można wnosić z zewnątrz. Moja znajoma, która po laotańsku nieźle sobie radzi, tłumaczyła, że już kupiłyśmy i nie mamy co z tym zrobić i że to tylko puszki, a nie butelki, a puszki to bor pen yang - czyli puszki = no worries. O dziwo wpuścili nas, ostrzegając jednak, że może nas w środku zatrzymać policja i skonfiskować nasze napoje. Nic takiego się nie stało. Przechodziłyśmy obok ochrony, policji i innych pracowników na stadionie i nikt nie zwrócił uwagi na naszą siatkę z piwami. Nie byłyśmy jedyne z własnymi piwkami. Wiele moich koleżanek przemyciła puszki z piwem w torebkach, których nikt nie sprawdzał. Ochrona jak przystało na Laos.
Na miejscu okazało się również, że nasi znajomi siedzą w sektorze dla Vipów, a my miałyśmy zwykłe bilety. Pani z ochrony nie tłumaczyła, że mamy nie takie bilety i nie możemy siedzieć z przyjaciółmi. Wtedy podeszła do nas dziewczyna mojego była szefa (Laotanka, również moja była asystentka), który już mnie wypatrzył i machał z daleka. Nie bardzo wiem co powiedziała kobiecie z ochrony, ale po lekkim namyśle, trochę niechętnie wpuściła nas. Oczywiście nikt z moich znajomych nie miał vipowskich biletów.
Zanim mecz się zaczął posłuchaliśmy hymnu laotańskiego (który dobrze znam, bo w szkołach uczniowie śpiewają go w każdy poniedziałek) i brazylijskiego. Mój były szef, stwierdził, że to nie był hymn brazylijski i że pewnie go YouTube ściągnęli... Nie wiem, bo hymnu Brazylii nie znam, ale nie zdziwiłabym się jakby Laotańczycy faktycznie coś pomieszali.
Niemniej jednak mecz rozpoczął się, powiedzmy, o czasie. Jeśli dobrze pamiętam, to pierwszą bramkę Brazylijczycy zaliczyli w pierwszej połowie. Ciekawie zrobiło się jednak w czasie przerwy. Wraz z koleżanką, Francuską, postanowiłyśmy przyjrzeć się panom z Brazylii z bliska i popstrykać trochę fotek. Jak się można było spodziewać, nikt z ochrony nas nie zatrzymał i bezproblemowo dotarłyśmy do ławki, na której odpoczywali piłkarze z Brazylii. Najpierw niepewnie robiłyśmy im zdjęcia, a kiedy okazało się, że nie mają nic przeciwko temu, same ustawiałyśmy się do zdjęć z nimi. Według mojego znajomego, piłkarz, z którym zrobiłam sobie zdjęcie jest bardzo znany. Może ktoś z Was kogoś rozpozna, bo piłką się nie za bardzo interesuję... ;)
Ach, prawie zapomniałam o wyniku :D Mecz przegraliśmy. Brazylia wygrała 2:0.
Brazil Play Fair Team zagra/zagrała jeszcze parę meczy z innymi krajami Azji Południowo-Wschodniej, min z Kambodżą.
Według Tajskich mediów, dla Laotańczyków mecz miał być okazją do uczenia się techniki od doświadczonych Brazylijczyków.
Na mecz wybrałam się ze znajomymi z pracy. Moja koleżanka stwierdziła, że powinnyśmy zakupić jakieś piwo przed meczem. Ktoś nam powiedział, że butelek nie można wnosić na stadion, ale z puszką można przyjść. Zakupiłyśmy 4 małe puszki Beerlao i udałyśmy na mecz. Na miejscu okazało się, że żadnych napojów nie można wnosić z zewnątrz. Moja znajoma, która po laotańsku nieźle sobie radzi, tłumaczyła, że już kupiłyśmy i nie mamy co z tym zrobić i że to tylko puszki, a nie butelki, a puszki to bor pen yang - czyli puszki = no worries. O dziwo wpuścili nas, ostrzegając jednak, że może nas w środku zatrzymać policja i skonfiskować nasze napoje. Nic takiego się nie stało. Przechodziłyśmy obok ochrony, policji i innych pracowników na stadionie i nikt nie zwrócił uwagi na naszą siatkę z piwami. Nie byłyśmy jedyne z własnymi piwkami. Wiele moich koleżanek przemyciła puszki z piwem w torebkach, których nikt nie sprawdzał. Ochrona jak przystało na Laos.
Na miejscu okazało się również, że nasi znajomi siedzą w sektorze dla Vipów, a my miałyśmy zwykłe bilety. Pani z ochrony nie tłumaczyła, że mamy nie takie bilety i nie możemy siedzieć z przyjaciółmi. Wtedy podeszła do nas dziewczyna mojego była szefa (Laotanka, również moja była asystentka), który już mnie wypatrzył i machał z daleka. Nie bardzo wiem co powiedziała kobiecie z ochrony, ale po lekkim namyśle, trochę niechętnie wpuściła nas. Oczywiście nikt z moich znajomych nie miał vipowskich biletów.
Zanim mecz się zaczął posłuchaliśmy hymnu laotańskiego (który dobrze znam, bo w szkołach uczniowie śpiewają go w każdy poniedziałek) i brazylijskiego. Mój były szef, stwierdził, że to nie był hymn brazylijski i że pewnie go YouTube ściągnęli... Nie wiem, bo hymnu Brazylii nie znam, ale nie zdziwiłabym się jakby Laotańczycy faktycznie coś pomieszali.
Niemniej jednak mecz rozpoczął się, powiedzmy, o czasie. Jeśli dobrze pamiętam, to pierwszą bramkę Brazylijczycy zaliczyli w pierwszej połowie. Ciekawie zrobiło się jednak w czasie przerwy. Wraz z koleżanką, Francuską, postanowiłyśmy przyjrzeć się panom z Brazylii z bliska i popstrykać trochę fotek. Jak się można było spodziewać, nikt z ochrony nas nie zatrzymał i bezproblemowo dotarłyśmy do ławki, na której odpoczywali piłkarze z Brazylii. Najpierw niepewnie robiłyśmy im zdjęcia, a kiedy okazało się, że nie mają nic przeciwko temu, same ustawiałyśmy się do zdjęć z nimi. Według mojego znajomego, piłkarz, z którym zrobiłam sobie zdjęcie jest bardzo znany. Może ktoś z Was kogoś rozpozna, bo piłką się nie za bardzo interesuję... ;)
Ach, prawie zapomniałam o wyniku :D Mecz przegraliśmy. Brazylia wygrała 2:0.
Dodam jeszcze, że piłka nożna jest sportem nr. 1 w Laosie. Piłkarze są jednak marnie opłacani i nie mają wystarczająco często treningów. Po za sezonem piłkarskim większość pracuje w innych zawodach.
A mialo byc o genialnym Chinczyku? I co, o meczu jest:)
OdpowiedzUsuńTakie wydarzenie zasługiwało na wpis, ale Chińczyku też będzie!
UsuńPrzedostatnie zdjęcie, drugi od prawej to chyba Mineiro. Kiedyś grał w Bundeslidze. Nawet w Chelsea przez trochę. Ale kto by tam patrzył na piłkarzy :)
OdpowiedzUsuńJak dajesz tam radę z taką urodą i nogami, od których wzroku nie można oderwać :)
OdpowiedzUsuńMusisz być obiektem westchnień niejednego Laotańczyka :)
Ogólnie białe kobiety przykuwają tutaj wzrok, a jak się wyjedzie po za miasto, to dopiero się dzieje! ;) Raz jadąc do Vang Vieng na motorach z dwoma znajomymi, zatrzymaliśmy się w jakiejś przydrożnej wiosce i poszliśmy do sklepu, coś zjeść i napić się. Po chwili przyszło 2 chłopców, nastolatków. Zatrzymali się, otwarli buzie i tak się patrzyli przez dobre 5 minut :D
UsuńJa od zdjęcia pół godziny nie mogłem się oderwać ;))
OdpowiedzUsuń