Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2013

Najlepsza kawa w mieście

Obraz
Zapewne już pisałam, że w Laosie mają doskonałą kawę. Będąc w Polsce nigdy kawy nie lubiłam i prawie nigdy jej nie piłam. Kiedy tu przyjechałam odkryłam, że oprócz piwa, Laotańczycy lubią się chłodzić pijąc mrożoną kawę. Dopiero po jakimś czasie udało się rozróżniać dobrą kawę od kiepskiej. Wiedziałam, w których restauracjach (te, do których chodzę najczęściej na obiad) jest jaka kawa. Jednakże, dopiero po przeprowadzce do naszego nowego mieszkania odkryłam kawę idealną. I tu zaskoczenie - nie jest to kawa laotańska, albo w każdym razie nie jest podawana w laotańskiej restauracji. Mieszkamy blisko słynnego That Luang, gdzie jest bardzo dużo wietnamskich restauracji (prawdopodobnie dlatego w naszej dzielnicy rzadko łażą po ulicy bezpańskie psy....!). Właśnie w jednej z takich restauracyjek odkryliśmy kawę idealną.  Restauracja jest dosłownie kilka kroków od naszego mieszkania. Nie wiem czy to ta kawa jest inna, czy sposób przygotowania..., prawdopodobnie jedno i drugie. Rezultat w każd

Wietnamska świątynia Phat Tich

Obraz
Świątynia Phat Tich Temple znajduje się niedaleko naszego mieszkania, na przedłużeniu naszej ulicy (pomiędzy Talat Sao i Patuxai, na ulicy Nongbone) Jest to wietnamska świątynia wybudowana specjalnie dla sporej wietnamskiej społeczności żyjącej w Wientianie. W odróżnieniu od laotańskich świątyń ta wygląda bardziej jak wieża i ma 5 pięter, właściwie są to tylko balkoniki, gdzie na każdym jest coraz większa postać buddy. Nie wiem dlaczego, ale każda statua buddy ma pomalowane paznokcie.. W środku świątyni Na jednym z balkoników 

Chiński trunek i chińskie ciasteczka z zielonej herbaty

Obraz
Dziś popołudniu wybraliśmy do ogromnego chińskiego centrum. Słyszeliśmy o nim już wiele razy, ale jakoś nie było okazji, żeby się tam wybrać, poza tym to dość kawałek od naszego mieszkania. Jak już tam dotarliśmy, to tak jak się domyślaliśmy, można było kupić tam wszystko! Od zabawek, poprzez ubrania, sprzęty elektroniczne, różności do domu, nawet ogromne żyrandole! Był też chiński supermarket, w którym wszystko było tylko z Chin, też mi nowość ;) W każdym razie chciałam spróbować czegoś typowo chińskiego. Kupiłam więc chińskie ciasteczka z zielonej herbaty. Na obrazku wyglądały tak ładnie... kosztowały 5 zł. No cóż w domu lekko się rozczarowałam... Ciasteczka w smaku nie były złe, ale ich wygląd odbiegał od tego co było na obrazku. No i pieczątka mówiąca grudzień 2012, data produkcji, czy spożycia? :) W każdym razie ciasteczka były raczej okruchami i pozostałościami po tym co kiedyś można było nazwać ciasteczkami. Drugi zakup to alkohol, a jak ;) Chciałam znaleźć coś nisko procentoweg

Co można zjeść w Laosie za 80 groszy?

Obraz
W Laosie można jeść tanio jeśli kupuje się lokalne produkty czy potrawy. I tak ostatnio na wieczór kupiłam sobie grillowany 'sticky rice' (klejący się ryż) i smażonego lub też grillowanego banana w cieście. Zakupy zrobiłam na mojej ulicy na straganie od laotańskiej baby, która nie wie co to sanepid, zresztą zapewne słowo sanepid nie istnieje w języku laotańskim :D Niemniej jednak, smakowało to bardzo dobrze i kosztowało 2 tyś kipów, czyli ok 80 groszy. Dodam tylko, że tak naprawdę do tego ryżu to chciałam kupić kurczaka... Ten cały banan w cieście właśnie wyglądał jak kawałek kurczaka, nawet na wszelki wypadek spytałam 'sin gai' (kurczak)? Odpowiedziała twierdząco. Nie wiem czy mnie źle zrozumiała czy ja ją (dodam, że banan to 'makguay - nie wydaje mi się, że to brzmi podobnie..) Tak czy siak, kolacja była dobra i super tania ;) Jednak, nie myślcie, że można tu zjeść obiad za takie pieniądze. To bardziej była przekąska i składała się z najtańszych tu składników - ry

Refleksja z pracy

Obraz
Dziś jest piątek. Mój ulubiony dzień. Nie tylko dlatego, że zaczyna się weekend, ale też dlatego, że pracuję (uczę) tylko 2 godziny, choć w pracy siedzę do 16:30. Jak widać bynajmniej się nie nudzę. Zawsze mogę napisać nowego posta, poczytać książkę, albo coś oglądnąć. Ale przejdźmy do sedna. Siedzę (albo raczej siedziałam) sobie w pokoju nauczycielskim i wszytko było ok dopóki te wariatki Turczynki, albo Laotanki nie włączyły klimatyzacji. Ja rozumiem, że jest gorąco na zewnątrz, ale ustawienie temperatury na 16 stopni jest chyba lekką przesadą?! To ja przyjechałam do Laosu, żeby grzać tyłek, a tu wchodzę do pokoju nauczycielskiego i mam wrażenie, że transportowałam się do Polski. Najprościej w świecie marznę! Dobrze, że jest alternatywa. Zawsze mogę wyjść przed szkołę i usiąść sobie przy stoliku, co też właśnie zrobiłam :) A to dróżka do mojej szkoły. Po prawej jest stawik z liliami :)

Bardzo dziwny owoc, czyli tamaryndowiec indyjski

Obraz
Kilka dni temu odkryliśmy bardzo dziwny owoc. Właściwie to widziałam go już wiele razy, ale ani nie wiedziałam jak się nazywa, ani jak się go je. Ostatnio miałam okazję spróbować. Polska nazwa to tamaryndowiec indyjski (choć właściwie nazwa drzewa). Po angielsku nazywa się tamarind, a po laotańsku makham. Owoce je się na surowo i smakują trochę jak rodzynki lub daktyle :) Jednak najciekawszy jest wygląd tego owocu :) W środku znajduje się kilka pestek, które trzeba wypluć. W każdym takim 'wybrzuszeniu' tego owocu znajduje się 1 pestka. Ogólnie bardzo smaczny :) W skorupce  Częściowo obrany Częściowo obrany i nadgryziony :) Obrany w całości 

Moja praca w Laosie

Obraz
Długo nie mogłam się zebrać za napisanie tego posta, ale zdecydowałam się wziąć do roboty, zwłaszcza, że jest o czym pisać. Pierwszy semestr pracowałam w międzynarodowej szkole i uczyłam w szkole podstawowej, teraz pracuję w dwujęzycznej szkole i uczę w szkole średniej. Ale od początku. Kiedy pracowałam w swojej pierwszej szkole, pracę chwaliłam sobie pod wieloma względami. Byłam wychowawcą 4 klasy szkoły podstawowej i to były najsłodsze dzieciaki jakie do tej pory gdziekolwiek uczyłam. Uczyłam ich angielskiego, przyrody i environmental awareness (coś jak środowisko). Klasa moja liczyła 13 uczniów, więc warunki do pracy były doskonałe. Miałam swoją klasę i uczyłam 20 godz tyg. Jednak do pracy wszyscy musieli przychodzić na 8 rano (choć lekcje zaczynały się o 8:30) i siedzieliśmy w szkole do 15. Resztę czasu mieliśmy spędzić na przygotowaniu się do lekcji i pisaniu tygodniowych planów lekcji (nie znosiłam tego!). W praktyce wyglądało to tak. W poniedziałek przygotowywałam plany lekcji,

Nocleg z Booking.com!

Booking.com