Wietnamska przygoda: Hanoi & Halong Bay
Dwa tygodnie temu skończyliśmy świętować Laotański Nowy Rok (Pi Mai Lao). Przywitaliśmy 2559 rok. W szkołach z okazji Nowego Roku mamy tydzień wolnego - co w praktyce oznacza 9 dni jeśli dodamy weekendy. Jak zwykle, postanowiłam wykorzystać ten czas na podróżowanie. Tym razem padło na Wietnam. Podróż do Wietnamu odkładałam odkąd przyjechałam do Laosu. Bo do Tajlandii nie trzeba wizy, do Kambodży trzeba, ale jest tańsza, a do Indonezji po prostu musiałam pojechać. Wizę załatwiłam w tutejszej Ambasadzie Wietnamskiej. Trzy dni, 45 USD i gotowe. Loty z Laosu do Wietnamu są raczej drogie (na tej linii nie lata Air Asia), więc zdecydowałam się na jedyny inny środek transportu - autobus. Znajomi słysząc, że jadę autobusem, reagowali mniej więcej tak: Uuuuu, to ile godzin Ci zajmie dojazd do Hanoi? Podobno 24. I znowu słyszę przeciągłe uuuuuuuu. E tam przecież nie może być tak źle, prawda? Zwłaszcza, że w Azji mamy cuda zwane "sleeper bus", czyli autobusy z łóżkami zamiast siedz...