Posty

Absurdy z dziedziny "prawa"

Obraz
Dziś parę słów o tym, co się dzieje, kiedy zdarzy się wypadek na drodze i kogo chroni tu "prawo". Po pierwsze, baaardzo ogólna zasada jest taka, że winny jest ten kto ma większy pojazd.... Tak przeważnie się dzieje, jeśli w wypadku drogowym uczestniczą Laotańczycy..., bo nas falangów obowiązują inne "zasady"... Słyszałam o przypadkach kiedy to obcokrajowiec pozywa Laotańczyka, który spowodował wypadek. Sprawa trafia do sądu. Sędzia analizuje dowody i przesłuchuje świadków. Wszystko wskazuje na winę Laotańczyka. Jaki jest wyrok sądu? Sędzia stwierdza, że wszelkie dowody potwierdzają winę Laotańczyka, po czym zwraca się do falanga: "...ale gdybyś tu nie przyjechał, to nie byłoby wypadku. Winny więc jesteś ty." Wyobraźcie sobie taką sytuację np. w Anglii.... Skandal to mało powiedziane. Imigranci niektórych nacji zapewne skróciliby takiego sędziego o głowę. A tu, sprawa zamknięta. Falang płaci Laotańczykowi za szkody i koniec. Pamiętam jak zaledwie kilka tygo...

Tam gdzie uśmiech nie może, tam pieniądz pomoże

Obraz
Jakiś czas temu jadąc nad wodospady zauważyłam po drodze ciekawe miejsce, które wyglądało jak cmentarz. Piszę ciekawe, bo nigdy wcześniej nie widziałam cmentarza w Laosie, więc naturalnie wzbudziło to moje zainteresowanie. Wówczas nie było czasu na zatrzymanie się, a miejsce, otoczone bramą, wyglądało na zamknięte. Mając w pamięci tamto miejsce, dwa tygodnie temu postanowiłam sprawdzić, co dokładnie tam się znajduje. Zapakowaliśmy się na motor i po niecałych 20 km byliśmy na miejscu. Niestety, tak jak poprzednio, miejsce wyglądało na zamknięte. Zatrzymaliśmy przed bramą. Była zamknięta, ale dało się ją otworzyć od zewnątrz. Przeszliśmy zaledwie kilka kroków, kiedy wyszedł nam na spotkanie strażnik. Idąc w naszym kierunku pokazywał, że nie wolno nam wejść i że mamy zawróć. Ja jednak z uśmiechem na ustach, jakbym nie rozumiała co pokazuje, szłam w jego kierunku. Podeszłam do niego z aparatem i uśmiechając się, niewinnie zapytałam po laotańsku, czy mogę wejść i zrobić zdjęcia. Nie wolno, ...

Potrawa ze świeżej kaczej krwi

Obraz
O tej słynnej laotańskiej potrawie słyszałam już kilka razy, ale do wczoraj nie miałam okazji ani jej zobaczyć ani spróbować. A wczoraj właśnie zostałam zaproszona przez znajomych w odwiedziny do ich domu. Jak zawsze było dużo butelek beerlao. Szczerze, jeszcze nie zdarzyło mi się odwiedzić Laotańczyków i nie napić się z nimi piwa. Piwo beerlao musi być. Ale wczoraj było coś o wiele ciekawszego niż piwo. Jak to zwykle bywa w Laosie, wszyscy siedzieli przed domem na laotańskiej macie. Po środku stał niski wiklinowy stolik, a na nim ciekawie wyglądająca potrawa na dużym okrągłym talerzu. Zaciekawiona od razu pytam co jest talerzu. Gospodarze dumnie odpowiadają, że to duck's blood (kacza krew) i nim się obejrzę ładują mi na łyżkę sporo tego laotańskiego przysmaku, skrapiają następnie wyciśniętym sokiem z limonki i podają mi łyżkę zachęcając do spróbowania. W Laosie oczywiście nie wypada nie spróbować jedzenia przygotowanego przez gospodarzy, więc nie mam wyjścia... Zanim łyżka wyląduj...

Alexandra jest sławna w Laosie!

Obraz
Moje imię jest tutaj znane i rozpoznawane, a to za sprawą laotańskiej piosenkarki, co się zwie Alexandra Bounxouei. Owa Alexandra urodziła się w Bułgarii i jest w połowie Laotanką, nie pamiętam, czy od strony ojca czy matki. Alexandra, zwana też Sandra, śpiewa, grywa chyba w jakiś filmach czy serialach. Potrafi też grać na skrzypcach. Co znaczy być celebrytą w Laosie? Otóż, nie wiele. Taka celebrytka jak nasza Alexandra pojawia się na plakatach, kalendarzach, w reklamach i gdzie się tylko da pokazuję swoją słodką buzię. A buzię ma ładną. Czy z niej prawdziwa gwiazda i czy ma prawdziwy talent, nie wiem. Kiedyś jakąś piosenkę słuchałam, ale nawet nie pamiętam, czy mi się podobała. Jedno jest jednak pewne. Jest w Laosie sławna. W większości krajów za sławą idą pieniądze. W większości, bo nie w Laosie. Laotańska "Ola" musi dodatkowo pracować, bo z samego śpiewania kokosów nie zarobi. Bo jak tu się fortuny dorobić kiedy jej płyty można kupić za 10 tyś kipów na targu (4 zł). A i ta...

Uczta polsko-hiszpańsko-argentyńska

Obraz
Nie, nie byłam na żadnej imprezie. Nie było też gości. Byłam tylko ja, a słowa uczta użyłam celowo. Lubię laotańskie jedzenie. Niektóre potrawy lubię nawet bardzo, innych nie znoszę. Ogólnie jednak nie narzekam, bo powszechna jest tu też kuchnia tajska, wietnamska, koreańska i chińska. Czasami jednak brakuje mi POLSKIEGO jedzenia! Dziś więc postanowiłam zrobić typowo polską sałatkę. Kupiłam ziemniaki, marchewki, jajka (te składniki były tanie), słoik majonezu (wietnamskiego) za 20 tyś kipów (8 zł) i słoik (również wietnamskich) ogórków konserwowych za 14 tyś kipów. O kiszonych ogórkach już zapomniałam. Selera ani pietruszki nigdy tu nie widziałam. Sałatka jest więc lekko wybrakowana, ale i tak smakuje cudownie, tak jak w Polsce! No prawie ;) To więc polska część mojej dzisiejszej uczty. Kolejny smakołyk to fuet, czyli hiszpańska dojrzewająca kiełbasa pokryta pleśnią. Już widzę minę Laotańczyka gdyby któregoś poczęstować :D Czy kiełbasa na pewno pochodzi z Hiszpanii, nie wiem. Ale wiem,...

Nocleg z Booking.com!

Booking.com