Sylwester w Bangkoku
Ledwie wróciliśmy z wyprawy na północ Laosu (28.12), a już zaczęłam planować co zrobić z resztą wolnego. I tak w jeden dzień wymyśliłam i opracowałam wycieczkę Bangkok - Jomtien Beach, Pattaya - Bangkok. Ten post będzie o pierwszej części naszej wycieczki, czyli o sylwestrze w Bangkoku.
30.12 wyruszyliśmy z Laosu do Nong Khai, miasteczka leżącego przy samej granicy laotańsko-tajlandzkiej. Pół godziny drogi autobusem i jesteśmy w Nong Khai. Następnym etapem podróży był pociąg z Nong Khai do Bangkoku (ok 620 km według google maps). Zdecydowaliśmy się na pociąg nocny (czyli z łóżkami) i klimatyzacją. Jak się okazało, klimatyzacja nie była wcale potrzebna... Teraz w nocy robi się wystarczająco chłodno. Tak więc zmarzłam jak jasna cholera w tym pociągu. Niby dostaliśmy jakieś prześcieradło, poduszkę i coś w rodzaju wielkiego ręcznika, ale i tak spałam w swetrze i obudziłam się nad ranem przemarznięta. Po za tym podróż przebiegła bez problemowo. Nawet gniazdka były w pociągu więc podłączyłam sobie laptopa, oglądnęliśmy jakiś film i poszliśmy spać.
Rano obudziliśmy na przedmieściach Bangkoku. Wysiedliśmy na głównej stacji w Bangkoku, złapaliśmy tuk-tuka, który zabrał nas do naszego pensjonatu. Zakwaterowanie, które wcześniej zarezerwowałam przez internet, wybrałam niedaleko Wat Phra Kaeo. Wat Phra Kaeo i Wielki Pałac to chyba największa atrakcja turystyczna w Bangkoku. Cały kompleks pałacowy składa się z ponad stu domów, sal i świątyń. Wszystkie robią ogromne wrażenie. Są pełne przepychu, splendoru i najczęściej zwieńczone przepięknymi strzelistymi wieżyczkami. Cena biletu to ok 40 zł od osoby. Ważne jest, żeby się odpowiednio ubrać... Czytałam wcześniej, że trzeba mieć ubranie zasłaniające ramiona i nogi, ale jak się okazało to nie wszystko. Ja ubrałam sobie getry, tunikę i cieniutkie bolerko zakrywające ramiona. Więc niby wszystko sobie pozasłaniałam.... Na miejscu okazało się, że nie można wejść w obcisłych spodniach!!! Nie tylko getry były nieodpowiednie, ale każde zbyt obcisłe spodnie były niestosowne. Na szczęście można tam wypożyczyć odpowiednie stroje. Ja dostałam czerwoną spódnicę do ziemi. Zwiedzanie zajęło nam ponad dwie godziny, choć można było spędzić tam o wiele więcej czasu. My jednak, po pierwsze, byliśmy zmęczeni upałem, tłumem turystów i podróżą, po drugie, dla mojej sześcioletniej Majki to i tak bardzo długo.
Po powrocie do pensjonatu chyba ucięliśmy sobie drzemkę, jeśli dobrze pamiętam. Bangkok jest bardzo męczący! Nasz Wientian, choć też jest stolicą, to jest przy nim jak większa wioska :)
Wieczorem wybraliśmy się na zatłoczoną ulicę Khaoson, gdzie były bary, puby, straganiki i wszyscy świętowali Nowy Rok. Jak dla nas to było już za wiele, po kilkunastu godzinach w pociągu, kilku godzinach zwiedzania, chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się w łóżku, zwłaszcza, że na drugi dzień rano czekała nas wyprawa nad Zatokę Tajlandzką.. ale o tym w kolejnym poście :)
30.12 wyruszyliśmy z Laosu do Nong Khai, miasteczka leżącego przy samej granicy laotańsko-tajlandzkiej. Pół godziny drogi autobusem i jesteśmy w Nong Khai. Następnym etapem podróży był pociąg z Nong Khai do Bangkoku (ok 620 km według google maps). Zdecydowaliśmy się na pociąg nocny (czyli z łóżkami) i klimatyzacją. Jak się okazało, klimatyzacja nie była wcale potrzebna... Teraz w nocy robi się wystarczająco chłodno. Tak więc zmarzłam jak jasna cholera w tym pociągu. Niby dostaliśmy jakieś prześcieradło, poduszkę i coś w rodzaju wielkiego ręcznika, ale i tak spałam w swetrze i obudziłam się nad ranem przemarznięta. Po za tym podróż przebiegła bez problemowo. Nawet gniazdka były w pociągu więc podłączyłam sobie laptopa, oglądnęliśmy jakiś film i poszliśmy spać.
Rano obudziliśmy na przedmieściach Bangkoku. Wysiedliśmy na głównej stacji w Bangkoku, złapaliśmy tuk-tuka, który zabrał nas do naszego pensjonatu. Zakwaterowanie, które wcześniej zarezerwowałam przez internet, wybrałam niedaleko Wat Phra Kaeo. Wat Phra Kaeo i Wielki Pałac to chyba największa atrakcja turystyczna w Bangkoku. Cały kompleks pałacowy składa się z ponad stu domów, sal i świątyń. Wszystkie robią ogromne wrażenie. Są pełne przepychu, splendoru i najczęściej zwieńczone przepięknymi strzelistymi wieżyczkami. Cena biletu to ok 40 zł od osoby. Ważne jest, żeby się odpowiednio ubrać... Czytałam wcześniej, że trzeba mieć ubranie zasłaniające ramiona i nogi, ale jak się okazało to nie wszystko. Ja ubrałam sobie getry, tunikę i cieniutkie bolerko zakrywające ramiona. Więc niby wszystko sobie pozasłaniałam.... Na miejscu okazało się, że nie można wejść w obcisłych spodniach!!! Nie tylko getry były nieodpowiednie, ale każde zbyt obcisłe spodnie były niestosowne. Na szczęście można tam wypożyczyć odpowiednie stroje. Ja dostałam czerwoną spódnicę do ziemi. Zwiedzanie zajęło nam ponad dwie godziny, choć można było spędzić tam o wiele więcej czasu. My jednak, po pierwsze, byliśmy zmęczeni upałem, tłumem turystów i podróżą, po drugie, dla mojej sześcioletniej Majki to i tak bardzo długo.
Wieczorem wybraliśmy się na zatłoczoną ulicę Khaoson, gdzie były bary, puby, straganiki i wszyscy świętowali Nowy Rok. Jak dla nas to było już za wiele, po kilkunastu godzinach w pociągu, kilku godzinach zwiedzania, chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się w łóżku, zwłaszcza, że na drugi dzień rano czekała nas wyprawa nad Zatokę Tajlandzką.. ale o tym w kolejnym poście :)
Na Khaosan
Nie masz 18 lat, to nic Bangkok zaprasza na imprezę ;)
Dzikie tłumy!
Bajkowa architektura.
OdpowiedzUsuńZgadza się, najstarsze budowle mają koło 200 lat.
OdpowiedzUsuńZazdroszcze Wam tej całej przygody ;) EK
OdpowiedzUsuń