Chiang Mai (dzień 2) – Zoo i sobotni targ nocny
Po dłuższej przerwie spowodowanej wyjazdem do Szwecji wracam, żeby pisać o kolejnym dniu w Chiang Mai, miasteczku, które pokochałam od pierwszych godzin...
Na drugi dzień naszego pobytu zaplanowałam zwiedzanie lokalnego zoo, które połączone jest z pięknym akwarium. Zachwycił mnie porządek, egzotyczna roślinność i zwierzęta. W zoo dostajemy mapkę, która pomaga w poruszaniu się po tym całkiem sporym terenie. Zwiedzamy w upale i palącym słońcu. Na szczęście w zoo znajduje się wiele miejsc (są również oznaczone na mapie), gdzie można usiąść, odpocząć, zjeść i przede wszystkim napić się czegoś zimnego. Przynoszenie własnych napojów nie ma większego sensu, bo po chwili zamiast chłodnej wody mamy ciepłą zupę. Zwiedzanie jest męczące, ale warte wysiłku. Słonie, żyrafy, krokodyle, małpy to tylko niektóre ze zwierząt (jest ich ponad 2000), które możemy podziwiać w pięknym i zadbanym zoo, bardzo różnym od tego laotańskiego ;). W cenie biletu jest również zwiedzanie akwarium. Akwarium jest chyba największą atrakcją dla nas i pewnie większości zwiedzających. Wodny tunel jest najdłuższym tunelem w południowo-wschodniej Azji, gdzie możemy przyglądać się z bliska za równo słodko wodnym i morskim stworom. Sporym przeżyciem jest głaskanie płaszczek (można też karmić)! Tuż koło nas przepływają niewielkie rekiny i inne, niektóre wręcz ogromne ryby.
Bardziej leniwym turystom zoo oferuje przejażdżkę otwartym autobusikiem lub koleją jednoszynową podczas, której możemy oglądać zoo z lotu ptaka.
W zoo jest również mnóstwo innych atrakcji, jak np. pokaz fok, czy park rozrywki. Gwarantowana zabawa dla dużych i małych!
Do zoo przywiózł nas śmieszny pojazd, który jest samochodem przerobionym na dużego tuk-tuka - trzeba to zobaczyć, żeby zrozumieć ;) Sama pierwszy raz spotkałam się z takim śmiesznym środkiem transportu.
Tutaj muszę się odrobinę się cofnąć w czasie, żeby opowiedzieć zabawną i pouczającą dla Was historię. Dzień wcześniej tenże kierowca zabrał nas do Tiger Kingdom. Po zabawie z tygrysami, zawiózł nas prosto do naszego pensjonatu. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że popełniliśmy drobny błąd podając mu jego nazwę.... Na następny dzień, smacznie sobie śpimy (jest koło 9 rano), kiedy rozlega się pukanie do drzwi. Przebudzamy się, ale ignorujemy natręta, myśląc, że to ktoś z obsługi pensjonatu. Nie dadzą człowiekowi się wyspać, czego oni chcą? Puka kila razy i odchodzi. Spokojnie ponownie zasypiamy. Jakąś godzinę później pukanie (głośniejsze) rozlega się na nowo. Cóż, postanawiamy wstać i sprawdzić kto nam spać nie daje i czego chce. Ku naszemu szczeremu zaskoczeniu okazuje się, że to nasz kierowca z dnia poprzedniego dobija się do nas, żeby się dowiedzieć gdzie dziś jedziemy... Ja pierniczę, jak on się dowiedział, w którym pokoju mieszkamy?! Ale nie ma wyjścia, dzień wcześniej, zdaje się powiedzieliśmy, że ponownie skorzystamy z jego usług... Dajemy mu znać, ze potrzebujemy się zebrać i zjeść śniadanie. Mówi, że będzie czekał. Wstajemy leniwie, przygotowujemy się do wyjścia, wychodzimy z pokoju i idziemy do ogrodu. Kierowca czeka. Szybko do nas podbiega i pyta, czy już jedziemy. Nie... musimy jeszcze iść na śniadanie... Chce nas zawieźć na śniadanie. Tłumaczymy, że to praktycznie po drugiej stronie... Trochę rozczarowany postanawia czekać na nas dalej. Ależ desperacja! Po śniadaniu zabiera nas do zoo. Pyta ile czasu tam spędzimy. Mówimy, że nie wiemy, trudno przewidzieć... Pyta czy godzinę. No może, ale może być i dłużej, uprzedzamy. Zasada jest taka, że jak jedziemy z kimś w dwie strony to płacimy dopiero po powrocie. Więc spokojnie go zostawiamy, a on pokazuje nam gdzie będzie na nas czekał. I tu się robi ciekawie. Kiedy wychodzimy z zoo (minęło pewnie spokojnie ponad 2 godziny) ani śladu po naszym kierowcy. Rozglądamy się, szukamy, czekamy. Nic. Postanawiamy wziąć małego tuk-tuka (takiego dwu-osobowego) i wrócić do miasta. Co się stało z naszym kierowcą i dlaczego odjechał, nie wiemy. Nie dostał od nas żadnych pieniędzy, więc założyliśmy, że złapał jakąś większą grupę turystów i więcej zarobił zabierając ich do miasta. Cóż, dla nas dobrze, przejechaliśmy się w jedną stronę za darmo :) Ale pamiętajcie, jak będziecie wracać z kimś do hotelu czy pensjonatu, lepiej powiedzieć, żeby zatrzymał się na jakiejś ulicy w pobliżu miejsca gdzie mieszkacie, inaczej ktoś może was rano zaskoczyć! :)
Po zoo jesteśmy lekko zmęczeni, ale odpoczywamy trochę, jemy obiad i idziemy dalej. Zaplanowałam 2 świątynie do zwiedzenia: Wat Bupparam i Wat Chedi Luang. Jak zwykle zachwycają mnie mnie kunsztowne zdobienia, złote wnętrza, wielkie posągi i piękne ogrody.
Na koniec idziemy na sobotni nocny targ. Co tydzień odbywa on się w tym samym miejscu. Muszę powiedzieć, że był to największy nocny targ na jakim byłam. Nie pytajcie co tam można kupić, bo chyba łatwiej można napisać, czego nie można :) Z pewnością jest do doskonałe miejsce do zakupienia jakiś pamiątek, tanich lokalnych ciuszków, czy spróbowania ciekawych potraw. Pierwszy raz od 10 miesięcy jadłam pierogi! Były pyszne, inne niż nasze polskie, ale warte skosztowania. Wypełnione były chyba kurczakiem i kapustą, ale do końca nie wiem i nie jest to ważne. Tak czy siak, polecam, palce lizać! :)
Na drugi dzień naszego pobytu zaplanowałam zwiedzanie lokalnego zoo, które połączone jest z pięknym akwarium. Zachwycił mnie porządek, egzotyczna roślinność i zwierzęta. W zoo dostajemy mapkę, która pomaga w poruszaniu się po tym całkiem sporym terenie. Zwiedzamy w upale i palącym słońcu. Na szczęście w zoo znajduje się wiele miejsc (są również oznaczone na mapie), gdzie można usiąść, odpocząć, zjeść i przede wszystkim napić się czegoś zimnego. Przynoszenie własnych napojów nie ma większego sensu, bo po chwili zamiast chłodnej wody mamy ciepłą zupę. Zwiedzanie jest męczące, ale warte wysiłku. Słonie, żyrafy, krokodyle, małpy to tylko niektóre ze zwierząt (jest ich ponad 2000), które możemy podziwiać w pięknym i zadbanym zoo, bardzo różnym od tego laotańskiego ;). W cenie biletu jest również zwiedzanie akwarium. Akwarium jest chyba największą atrakcją dla nas i pewnie większości zwiedzających. Wodny tunel jest najdłuższym tunelem w południowo-wschodniej Azji, gdzie możemy przyglądać się z bliska za równo słodko wodnym i morskim stworom. Sporym przeżyciem jest głaskanie płaszczek (można też karmić)! Tuż koło nas przepływają niewielkie rekiny i inne, niektóre wręcz ogromne ryby.
Bardziej leniwym turystom zoo oferuje przejażdżkę otwartym autobusikiem lub koleją jednoszynową podczas, której możemy oglądać zoo z lotu ptaka.
W zoo jest również mnóstwo innych atrakcji, jak np. pokaz fok, czy park rozrywki. Gwarantowana zabawa dla dużych i małych!
Piękne zoo - wspaniała roślinność!
Słonik, wydawał się być zadowolony, nie chwiał się tak smutnie na boki jak ten w Laosie.
Najbardziej lubił oczywiście karmienie :)
Wodospad - można udać się tam korzystając z zip line - zabawa dla lubiących skoki adrenaliny :)
W akwarium - pięknie!
Gigantyczne ryby przepływają tuż koło nas lub nad naszymi głowami
(rekin był za szybki nie chciał pozować do zdjęć ;))
Ta wielka żółta ryba ślicznie pozowała, tylko ręka mi się trzęsła :D
Pyton zielony
Inną atrakcją akwarium był ten oto pajączek
Takie śmieszne coś :)
Do zoo przywiózł nas śmieszny pojazd, który jest samochodem przerobionym na dużego tuk-tuka - trzeba to zobaczyć, żeby zrozumieć ;) Sama pierwszy raz spotkałam się z takim śmiesznym środkiem transportu.
Tutaj muszę się odrobinę się cofnąć w czasie, żeby opowiedzieć zabawną i pouczającą dla Was historię. Dzień wcześniej tenże kierowca zabrał nas do Tiger Kingdom. Po zabawie z tygrysami, zawiózł nas prosto do naszego pensjonatu. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że popełniliśmy drobny błąd podając mu jego nazwę.... Na następny dzień, smacznie sobie śpimy (jest koło 9 rano), kiedy rozlega się pukanie do drzwi. Przebudzamy się, ale ignorujemy natręta, myśląc, że to ktoś z obsługi pensjonatu. Nie dadzą człowiekowi się wyspać, czego oni chcą? Puka kila razy i odchodzi. Spokojnie ponownie zasypiamy. Jakąś godzinę później pukanie (głośniejsze) rozlega się na nowo. Cóż, postanawiamy wstać i sprawdzić kto nam spać nie daje i czego chce. Ku naszemu szczeremu zaskoczeniu okazuje się, że to nasz kierowca z dnia poprzedniego dobija się do nas, żeby się dowiedzieć gdzie dziś jedziemy... Ja pierniczę, jak on się dowiedział, w którym pokoju mieszkamy?! Ale nie ma wyjścia, dzień wcześniej, zdaje się powiedzieliśmy, że ponownie skorzystamy z jego usług... Dajemy mu znać, ze potrzebujemy się zebrać i zjeść śniadanie. Mówi, że będzie czekał. Wstajemy leniwie, przygotowujemy się do wyjścia, wychodzimy z pokoju i idziemy do ogrodu. Kierowca czeka. Szybko do nas podbiega i pyta, czy już jedziemy. Nie... musimy jeszcze iść na śniadanie... Chce nas zawieźć na śniadanie. Tłumaczymy, że to praktycznie po drugiej stronie... Trochę rozczarowany postanawia czekać na nas dalej. Ależ desperacja! Po śniadaniu zabiera nas do zoo. Pyta ile czasu tam spędzimy. Mówimy, że nie wiemy, trudno przewidzieć... Pyta czy godzinę. No może, ale może być i dłużej, uprzedzamy. Zasada jest taka, że jak jedziemy z kimś w dwie strony to płacimy dopiero po powrocie. Więc spokojnie go zostawiamy, a on pokazuje nam gdzie będzie na nas czekał. I tu się robi ciekawie. Kiedy wychodzimy z zoo (minęło pewnie spokojnie ponad 2 godziny) ani śladu po naszym kierowcy. Rozglądamy się, szukamy, czekamy. Nic. Postanawiamy wziąć małego tuk-tuka (takiego dwu-osobowego) i wrócić do miasta. Co się stało z naszym kierowcą i dlaczego odjechał, nie wiemy. Nie dostał od nas żadnych pieniędzy, więc założyliśmy, że złapał jakąś większą grupę turystów i więcej zarobił zabierając ich do miasta. Cóż, dla nas dobrze, przejechaliśmy się w jedną stronę za darmo :) Ale pamiętajcie, jak będziecie wracać z kimś do hotelu czy pensjonatu, lepiej powiedzieć, żeby zatrzymał się na jakiejś ulicy w pobliżu miejsca gdzie mieszkacie, inaczej ktoś może was rano zaskoczyć! :)
Po zoo jesteśmy lekko zmęczeni, ale odpoczywamy trochę, jemy obiad i idziemy dalej. Zaplanowałam 2 świątynie do zwiedzenia: Wat Bupparam i Wat Chedi Luang. Jak zwykle zachwycają mnie mnie kunsztowne zdobienia, złote wnętrza, wielkie posągi i piękne ogrody.
Wat Bupparam
W drodze z Wat Buparam do Wat Chedi Luang (Ping River)
Wat Chedi Luang
Na sobotnim nocnym targu - tajskie słodycze
Chustki i torebeczki
Biżuteria i więcej torebeczek :)
Tradycyjne stroje
Rękodzieła
Halo!Nie bylem w ChiangMai ZOO wczoraj,ale bylem tam kiedys.I byly tam pandy - nowa,najwieksza atrakcja prosto z Chin.Co sie z nimi stalo?czy nie zrobily na Was wrazenia?Owczesny dyrektor tego ZOO
OdpowiedzUsuńwprowadzil befsztyki z krokodyla,strusia etc w miejscowej restauracji,a dzisiaj jest slynnym ministrem w aktualnym rzadzie.Moze nawet sa kotlety z tygrysa?No wiec - sa pandy?
pozdro
Spoko
Tak, pandy nadal są. Jest to jedna z atrakcji zoo, ale my tam nie byliśmy. Wejście jest dodatkowo płatne. My byliśmy dość mocno czasowo ograniczeni, więc z wielu atrakcji musieliśmy zrezygnować. Najbardziej zależało nam na zobaczeniu akwarium. W samym zoo nic nie jedliśmy, więc nie wiem co podają, ale raczej kotletów z tygrysów nie robią. Tygrysy są zagrożonym gatunkiem. Na dziko żyją tylko w 12 krajach, min. w Tajlandii i Laosie. Dlatego też w Chiang Mai otworzyli Tiger Kingdom, które nie tylko jest atrakcją turystyczną. Dochody ze sprzedaży biletów przeznaczane są na ratowanie tego gatunku. Trzy letnie tygrysy wypuszczane są potem na pół-wolność do rezerwatu.
UsuńPozdrawiam