Lao bizarre foods - czyli co dziwnego jadłam w Laosie
Laotańska kuchnia jest przede wszystkim ostra, a to za sprawą chili, którego używają w ogromnych ilościach. Laos nie ma dostępu do morza, ale rzeka Mekong jest pełna różnych jadalnych stworzeń jak chociażby ryby czy krewetki rzeczne. No i najważniejsze, Laotańczycy nie są wybredni, zjedzą wszystko, co tylko nadaje się do jedzenia. Jako, że ja uwielbiam eksperymentować z jedzeniem, to zawsze muszę spróbować coś nowego jak tylko nadarzy się okazja.
Postanowiłam więc zrobić listę podsumowując co dziwnego, nietypowego, często wręcz (przynajmniej z wyglądu) obrzydliwego jadłam do tej pory. Oto i lista:
1. Smażone koniki polne
2. Smażone latające termity - bardzo dobra przekąska do piwa
3. Jajko balut - jajko z uformowanym zarodkiem kurczaka lub kaczki
4. Durian - najbardziej śmierdzący owoc na świecie
5. Potrawę ze świeżej koziej krwi
6. Wszelkiego rodzaju wnętrzności różnych zwierząt, w tym kozie jądra
7. Rybie oko
8. Głowę ptaka (niestety nie wiem jakiego) - razem z oczami, dziobem i mózgiem
9. Małe grillowane żaby - oczywiście w całości
10. Zupa z bambusa - pycha!
11. Niedojrzałe zielone mango z solą, chilli i cukrem
12. Super ostra sałatka z papai i chilli - najostrzejsza potrawa w Laosie
13. Suszone kałamarnice - popularna przekąska
14. Morning glory (wilec po polsku) - takie tam smażone zielska z czosnkiem
15. Sticky rice (klejący się ryż) - jedzony wszędzie i przez wszystkich w Laosie, zazwyczaj z pastą z chilli - mniam!!!! Jest wersja na słodko, z mango lub banami. Taki deser zawsze jest obwinięty liśćmi z bambusa
16. Czarno jajko, zwane stuletnim jajkiem - jajko na twardo zakonserwowane i przechowywane od kilku tygodni do kilku miesięcy
17. Małże z Mekongu
18. Dziwne laotańskie desery, które najczęściej składają się z mleka kokosowego i bardzo dziwnej galaretki (zupełnie innej niż galaretki jakie znałam i lubiłam w Polsce) - jak dla mnie dosyć paskudne
19. Grillowana krowia skóra - zanim się ją upiecze na ruszcie, skóra ta śmierdzi jak rozkładające się zwłoki, coś obrzydliwego. Zapach koszmarny. Tym dziwniejsze, że kiedy skóra jest upieczona, paskudny zapach znika, a smak jest wyborny.
20. Lao lao - laotańska ryżowa whisky, bardzo tania (8 tyś kipów za butelkę 0,7 litra - ok 3 zł) i raczej mało smaczna ;)
Postanowiłam więc zrobić listę podsumowując co dziwnego, nietypowego, często wręcz (przynajmniej z wyglądu) obrzydliwego jadłam do tej pory. Oto i lista:
1. Smażone koniki polne
2. Smażone latające termity - bardzo dobra przekąska do piwa
3. Jajko balut - jajko z uformowanym zarodkiem kurczaka lub kaczki
4. Durian - najbardziej śmierdzący owoc na świecie
5. Potrawę ze świeżej koziej krwi
6. Wszelkiego rodzaju wnętrzności różnych zwierząt, w tym kozie jądra
7. Rybie oko
8. Głowę ptaka (niestety nie wiem jakiego) - razem z oczami, dziobem i mózgiem
9. Małe grillowane żaby - oczywiście w całości
10. Zupa z bambusa - pycha!
11. Niedojrzałe zielone mango z solą, chilli i cukrem
12. Super ostra sałatka z papai i chilli - najostrzejsza potrawa w Laosie
13. Suszone kałamarnice - popularna przekąska
14. Morning glory (wilec po polsku) - takie tam smażone zielska z czosnkiem
15. Sticky rice (klejący się ryż) - jedzony wszędzie i przez wszystkich w Laosie, zazwyczaj z pastą z chilli - mniam!!!! Jest wersja na słodko, z mango lub banami. Taki deser zawsze jest obwinięty liśćmi z bambusa
16. Czarno jajko, zwane stuletnim jajkiem - jajko na twardo zakonserwowane i przechowywane od kilku tygodni do kilku miesięcy
17. Małże z Mekongu
18. Dziwne laotańskie desery, które najczęściej składają się z mleka kokosowego i bardzo dziwnej galaretki (zupełnie innej niż galaretki jakie znałam i lubiłam w Polsce) - jak dla mnie dosyć paskudne
19. Grillowana krowia skóra - zanim się ją upiecze na ruszcie, skóra ta śmierdzi jak rozkładające się zwłoki, coś obrzydliwego. Zapach koszmarny. Tym dziwniejsze, że kiedy skóra jest upieczona, paskudny zapach znika, a smak jest wyborny.
20. Lao lao - laotańska ryżowa whisky, bardzo tania (8 tyś kipów za butelkę 0,7 litra - ok 3 zł) i raczej mało smaczna ;)
Nr.1
Nr.2
Nr. 4
Nr.10
Nr.12
Nr.13
Nr.15 (w wersji podstawowej)
Nr.15 (w wersji słodkiej)
Nr.16
Nr.17
Nr.18
Na koniec coś czego nie potrafię nazwać. Na pewno jest jakaś część jakiejś zwierzęcia, ale jaka, nie mam pojęcia. Powiem tylko, że smakuje jak chipsy z nutką boczku :)
To byłoby zdaję się na tyle, choć oczywiście można by dopisać sporą ilość egzotycznych owoców i warzyw. Wiem, że Laotańczycy jedzą też nietoperze i węże - no cóż, ja jeszcze nie miałam okazji skosztować tych zwierzątek, co nie znaczy, że tego nie zrobię jak tylko będę mieć okazję. Podróżując polecam wszystkim zawsze próbować lokalnych potraw - czasami jest to naprawdę niezwykłe przeżycie! Smacznego, cokolwiek i gdziekolwiek jecie! :)
Matko jedyna!
OdpowiedzUsuńJa się nie dziwię, że masz taką szczupłą figurę, pewnie chodzisz głodna! Niewiele z tych laotańskich potraw wydaje się być do jedzenia, nie mówię już o tym, że niewiele jakoś względnie smakuje.
Nietoperze???
Ale to prawda. Zawsze trzeba próbować lokalnej kuchni. Bez tego wakacje w innym kraju są niezaliczone.
Moniko, oczywiście specjalnie wybrałam takie dziwne potrawy. Jest również wiele pysznych dań, wszelkie rodzaje mięs, ryby i moje ulubione noodle soup :) Zawsze można też pójść do jakieś francuskiej, włoskiej, albo np. indyjskiej restauracji. Dużym plusem Wientianu jest to, że jest tu bardzo dużo restauracji serwujących potrawy z różnych krajów :) Polskiej kuchni jednak tu nie znajdziemy ;)
UsuńBardzo fajny spis potraw, których należałoby spróbować...
OdpowiedzUsuńNiektóre już jadłem, te bardziej "normalne" na inne wciąż brak mi odwagi ;)
Pozdrowienia z Kambodży!
Smród duriana pamiętam do dziś a w Tajlandii byłam pół dekady temu. Masakra jakaś.
OdpowiedzUsuńJa też jestem za tym, by na obczyźnie próbować tubylczego jadła, ale pewnych rzeczy jednak nigdy nie wzięłam i nie wezmę do ust ;)
Czasem warto dodać sobie odwagi piwkiem lub dwoma, wtedy łatwiej dać się namówić na takie "pyszności" :)
OdpowiedzUsuńNawet flaszka wódki nie dodałaby mi aż tyle odwagi ;)
UsuńCzesc Ola :-)
OdpowiedzUsuńNa Twojego bloga, trafilem przez przypadek, ale bardzo ciekawa lektura i bardzo milo sie go czyta.
Obecnie mieszkam w Londynie, ale tak jak Ty kiedys marze o Azji od dawna :-).
Mam znajoma z Tajladii, z ktora od niedawna zaczelismy rozmawiac o wspolnym biznesie w Laosie.
Ona jest po studiach marketingu i zarzadzania, zna sie troche na rynku, i zaproponowala mi zainwestowanie w ziemie w Laosie pod uprawe czego kolwiek :-).
Bardzo podoba mi sie ten pomysl.
I chcialem Cie spytac czy moze orientujesz sie w jaki sposob moge sprawdzic ceny ziemii w Laosie?
Prawdopodobnie w listopadzie odwiedze Tajlandie i Laos, w celach turystycznych, i moze biznesowych jak dobrze pojdzie :P, wtedy mozemy umowic sie na jakies Beerlao :p.
Pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWitam!
UsuńNa cenach ziemi w Laosie się nie znam. Wiem, że jeszcze jakiś czas temu były bardzo tanie, ale teraz wszystko idzie w górę. Oczywiście zależy to na pewno od lokalizacji, podobno nadal się opłaca. Niestety jaki obcokrajowiec sam nie możesz kupić ziemi, czy otworzyć biznesu. Musiałbyś mieć laotańskiego partnera. Komunistyczny kraj :)
Jak będę w listopadzie w Laosie to chętnie na beerlao wyskoczę :)
Pozdrawiam
http://www.goldenline.pl/forum/589726/inwestowanie-w-laosie
OdpowiedzUsuńTutaj ktos napisal, ze laotanski rzad sprzyja inwestorom z zagranicy :-)
Oczywiście, ja nie twierdzę, że się nie da, ale poznałam sporo obcokrajowców, którzy otworzyli swój biznes w Lasie. Trzeba mieć Laotańskiego wspólnika. 51% jest dla Laotańczyka, 49% dla obcokrajowca. Tak przynajmniej jest na papierze. Dużo zależy od tego czy znasz kogoś w Laosie, jak dobrze go znasz i czy mu ufasz... Wtedy wiele jest możliwe, ale radzę być ostrożnym :)
UsuńWitaj! Podziwiam Cię bardzo bo ja bym wnętrzności, krwi i jąder nie zjadła! :p Też zdarzało mi się w Azji wsuwać różne dziwne rzeczy, tj. np z Twojej listy smażone koniki polne (do tego jeszcze karaczany też smażone), ostrą sałatkę z papaji, zielone mango z solą i chili, morning glory, duriana czy fermentowany ryż w liściu bambusa. Jadłam też suszonego ryżowego węża i kokosową whiskey w Wietnamie. Nie wiem jak te deserki w Laosie z mleka kokosowego ale w Wietnamie się nimi zachwycałam! Już za 3 tyg lecę z koleżanką do Tajlandii i Laosu na miesiąc i mam nadzieję ich skosztować :) Pozdrawiam. Ania.
OdpowiedzUsuńHej Ania! Jak lubisz kokosowe deserki, to pewnie zasmakujesz się w tutejszych. Ja tu właściwie zupełnie przestałam jeść słodycze czy desery. Lokalne mi nie smakują, a to co importowane kosztuje majątek :) Mam nadzieję, że Laos Ci się spodoba, tyle tu niesamowitych miejsc! Pozdrowienia z Wientianu!
UsuńPewnych rzeczy nie ruszyłbym..ale doceniam za odwagę :)
OdpowiedzUsuńHaha! A które Cię tak zniesmaczyły?
UsuńPodziwiam, że miałaś odwagę tego wszystkiego spróbować :) Tez jestem za smakowaniem lokalnej kuchni na wakacjach, ale większości z tego, co tu pokazujesz bym chyba nie zjadła... :)
OdpowiedzUsuńNa wakacjach pewnie bym tego wszystkiego nie spróbowała - w Laosie mieszkałam 4 lata, a w momencie pisania posta 10 miesięcy :)
UsuńWstrząsnęło mną.Wzdrygnęło mocno: nie wiem, czy bardziej po przeczytaniu o konikach polnych, świeżej krwi z kozy czy o rybim oku. Musiałabym wypić duuużo tego lao lao. Dobrze, że tanie jest przynajmniej ;)
OdpowiedzUsuńKoniki są bardzo dobre, trzeba tylko się przemóc i spróbować :) Pozostałe dwa smakołyki, które wymieniłaś też nie należą do moich ulubionych :)
UsuńJej, mega dziwne potrawy! Koniki polne, nietoperze? Chyba nic bym nie zjadła :)
OdpowiedzUsuńNiektóre potrawy/smakołyki są naprawdę pyszne! :)
UsuńDość interesują potrawy, nie wiem czy na wszystko bym się zdecydował :D
OdpowiedzUsuńNo tak, czasem trzeba było odwagi:)
Usuń