Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2013

Halloween w mojej nowej szkole

Obraz
Chyba jeszcze nie chwaliłam się na blogu, więc zrobię to teraz. Od 3 tygodni mam nową pracę! Zwolniłam się z poprzedniej szkoły, gdzie godziny pracy mnie dobijały. W pracy siedziałam od od 7:45 do 16:15. W tym miałam 24 godziny uczenia, reszta na przygotowanie i się inne pierdoły. Najczęściej czas spędzałam na pierdołach właśnie. Siedzenie w pracy tyle godzin, kiedy nie ma zupełnie co robić było bez sensu. Tak więc kiedy dowiedziałam się, że w jednej z dwujęzycznych szkół w Wientianie jest wolna posada, szybciutko wysłałam piękne CV, załączając tyle dyplomów, certyfikatów i innych dokumentów ile miałam. W końcu trzeba się jakoś wyróżniać w gąszczu native speakerów. Już na drugi dzień zostałam zaproszona na rozmowę. Wszystko poszło pięknie i zostałam poproszona o przygotowanie i przeprowadzenie lekcji demonstracyjnej. Tak więc przez 2 dni pracowałam nad doskonałą lekcją. Taką, którą każdy zapamięta. Taką, która sporo nauczy, ale nie przytłoczy uczniów. Taką, która będzie ciekawa i zabaw

Morning glory - moje kolejne kulinarne osiągnięcie

Obraz
Morning glory to polsku wilec, taka ładna pnąca się roślinka z kwiatkami. Morning glory ładnie wygląda....... i smakuje! Laotańczycy bardzo często się nią zajadają, ale ja długo nie mogłam się do niej przekonać. Nie żeby była jakaś niedobra, po prostu wydawała mi się nijaka, takie trawsko. Trzeba jednak zaznaczyć, że jadałam ją tylko jeśli wchodziła w skład lunchu w szkole. A wiecie jak to z jedzeniem na stołówce szkolnej.... wybitne to ono chyba nigdy nie jest. Niedawno jednak będąc w odwiedzinach u znajomego miałam okazję spróbować morning glory przyrządzoną przez Laotańczyka. Niby kucharka w szkole też Laotanka, ale gotowanie dla siebie i ewentualnie paru innych osób (znajomych), a gotowanie dla kilkuset dzieciaków i kilkudziesięciu pracowników to nie to samo. Tak więc odkryłam morning glory na nowo! Była świetnie przyprawiona i lekko ostra (nie tak jak ta w szkole, po której można zionąć ogniem). Zapytałam oczywiście jak ją przygotować, bo to naprawdę świetna lekka kolacja. A oto i

Żywa niespodzianka ;)

Obraz
Dziś jest czwartek, a we wtorki i czwartki przychodzą do naszego mieszkanie panie sprzątaczki. Tak więc wracam dziś do pachnącego mieszkanka i zasiadam na kanapie. Nie mija minuta jak słyszę jakiś dziwny hałas. Coś chodzi po mieszkaniu! Sprawdzam sypialnię, łazienkę i nic. Nasłuchuje dalej i dochodzę do wniosku, że odgłosy dochodzą z jednej z szafek w kuchni. O cholera szczur! Myślę sobie. Staje więc na krześle i powoli otwieram dolną szafkę. Zaglądam do środka....... a tu kot. No tak przecież znam tego kota, mieszka za domem. Wołam więc do niego, meow pai, pai! (kocie, idź, idź ;)). Otwieram drzwi i meow grzecznie wychodzi. Zasiadam znów na kanapie i jeszcze nie zdążę pomyśleć skąd się wziął kot w szafce w kuchni, kiedy znowu słyszę jakieś dziwne szuranie. Co znowu? Otwieram kolejną szafkę, a tam trzy malutkie kocięta! Po powrocie Mai ze szkoły pytam jej, czy wie skąd się wzięły te wszystkie koty w naszym mieszkaniu, ale jak się okazuje to nie jej sprawka. Tak więc dochodzę do wniosku

Zatrzymana przez policję

Obraz
To mój pierwszy raz w Laosie, ale zawsze musi być ten pierwszy raz :) Dziś zostałam zatrzymana przez laotańską policję. Wracałam sobie z restauracji do domu, a że byłam zmęczona i chciałam dojechać jak najszybciej, żeby uniknąć zbliżających się korków, złamałam jeden malutki, malusieńki przepis. Nie chciało mi się objeżdżać i nawracać, więc skręciłam sobie w lewo pomimo zakazu. No i słyszę gwizdek jednego policjanta, a drugi od razu blokuje mi drogę, żebym przypadkiem nie uciekła. No więc zatrzymuję się na poboczu. Nie gaszę silnika, bo nie mam zamiaru długo tak stać. Pan zaczyna mówić do mnie do laotańsku, a ja tłumaczę, że nic nie rozumiem i w ogóle nie wiem o co chodzi. Mówi, żebym przejechała na drugą stronę ulicy, gdzie stało jeszcze trzech policjantów. Udaję dalej głupią i mówię (tylko po ang), że nie wiem, co chce i że muszę jechać, bo nie mam czasu. No i tu pan policjant mnie zadziwił. Zgasił mi motocykl i zabrał kluczyki.... Ku..a! No to teraz jestem zła. Żeby mi tak zabrać kl

Lao Airlines

Niewiele ponad rok temu przyleciałam do Laosu. Leciałam najpierw ukraińskimi liniami do Bangkoku, a potem laotańskim liniami z Bangkoku do Wientianu. Rozpisywałam się wtedy na blogu w samych superlatywach o laotańskich liniach lotniczych. Samolot super, obsługa świetna, dobre jedzenie. Czytałam wcześniej sporo o tutejszych liniach lotniczych i wiedziałam, że nie mają one dobrej opinii. Statystyki zdecydowanie przemawiają na ich niekorzyść. Myślałam jednak, że coś się zmieniło. Przez ten rok, który tu spędziłam, o żadnych katastrofach lotniczych nie słyszałam...... aż do dziś. Samolot laotańskich linii lotniczych, lecący z Wientianu do Pakse (na południe Laosu) rozbił się dziś przy lądowaniu. Samolot roztrzaskał się "lądując" na płytkich wodach Mekongu. Wszyscy pasażerowie i członkowie załogi zginęli (w sumie 49 osób). Tajska telewizja podaje, że powodem katastrofy były złe warunki pogodowe - burza. Dokładnej przyczyny wypadku na pewno nie poznamy, bo to Laos. Po prostu stało

Dreamtime - Ola w dżungli

Obraz
Czas na krótkie streszczenie mojej weekendowej wycieczki do dżungli. Zaledwie 25 km od Wientianu, w samej dżungli, znajduje się niezwykłe miejsce zwane "Dreamtime". Aż się nie mogę nadziwić, że dowiedziałam się o tym miejscu dopiero po roku mieszkania tu. A właściwie to nie takie dziwne. Dreamtime nie figuruje w przewodnikach i mało kto o nim wie. Dlaczego? Bo taka jest wola właścicieli. Dreamtime jest ekologiczną, dopasowaną do dżungli (a nie odwrotnie) oazą spokoju - jest swoistą ucieczką od zgiełku miejskiego. Właściciele nie są nastawieni na ogromne zyski, bardziej zależy im na niewielkiej grupie przyjaznych ludzi, z którymi mogą się zaprzyjaźnić, niż na wielkich pieniądzach. Nie jest to wcale dziwne, kiedy weźmie się pod uwagę fakt, że właściciele tam też mieszkają, a goście wylegują się w ich "salonie". Wspomniany powyżej "salon" - tu wszyscy odpoczywali -  odpoczywali od nicnierobienia  Ta mała chatka to kuchnia Dreamtime to 15 hektarów tropikalnego

Dzień nauczyciela, czyli masa dziwnych prezentów i zaskakująca wygrana ;)

Obraz
Jak co roku, z okazji Dnia Nauczyciela dzieci obsypują swoich nauczycieli prezentami. Dzień Nauczyciela przypada na 7 października i ustawowo jest dniem wolnym od pracy - dla nauczycieli, oczywiście. Tak więc świętowanie w szkole odbyło się 4.10, w piątek. Scenariusz podobny jak w zeszłym roku, ale w innej szkole. Jak rok temu, dostałam sporo prezentów, ale w tym roku dwa razy więcej, bo i więcej dzieci uczę. Lekcje skończyły się przed lunchem, o 11:30. Później były występy dzieci - laotańskie tańce i piosenki. Najciekawszą częścią tego dnia było rozpakowywanie prezentów, a prezenty były bardzo oryginalne ;) Przede wszystkim, wartość prezentów różniła się drastycznie - od myślę 5 tyś kipów (2 zł) do powiedzmy 150 tyś kipów (60 zł). Choć większość prezentów była tak nietrafiona jak tylko to możliwe to i tak zabawa przy rozpakowywaniu była doskonała - parę razy popłakałam się ze śmiechu. Naprawdę, niektórzy rodzice (bo to oczywiście oni kupują te wszystkie prezenty) dali się ponieść wyob

Nocleg z Booking.com!

Booking.com