Wycieczka Świąteczno-Noworoczna - część I: Pakse i Bolaven Plateau

Oj długo mnie nie było na blogu! Pierwsze były przygotowania do podróży, potem sama podróż, a ostatni tydzień powrót do codziennych obowiązków. 

Nasza podróż obejmowała 3 kraje: Laos, Kambodżę i Tajlandię. Przejechaliśmy ponad 3000 kilometrów w 2 tygodnie. Środki transportu obejmowały autobusy, minivany, tuk-tuki, łódki, prom, taksówki, motocykl i pociąg.

Część pierwsza to Pakse (pisane też Pakxe), które leży w prowincji Champasak w Laosie i jest największym miastem w tej prowincji. Jest również trzecim co do wielkości miastem w Laosie, a przecież Pakse to malutka mieścina...

Ale od początku. Z Wientianu do Pakse jeżdżą 2 rodzaje autobusów: nocne z rozkładanymi wygodnymi siedzeniami i klimatyzacją oraz zwykłe lokalne, bez klimatyzacji. Zdecydowaliśmy (ja zdecydowałam, jak o wszystkim w podróży ;)), że pojedziemy lokalnym. Chciałam wyjechać jak najszybciej, czyli rano. Przy kupowaniu biletów powiedziano nam, że autobus wyrusza z Wientianu o 10 rano i powinien być w Pakse koło 21. Jaka naiwna byłam myśląc, że dotrę na miejsce z ewentualnie lekkim opóźnieniem i wyśpię się przed intensywnym dniem pełnym zwiedzania... Przecież to tylko 670 kilometrów, myślałam....

O 10 rano 21 grudnia wyjechaliśmy z Wientianu. Autobus nie był najlepszy. Klimatyzacji brak, chociaż o tej porze roku to nie jest tak ważne, zwłaszcza, że kiedy wyjeżdżaliśmy w Wientianie było bardzo zimno. W nocy temperatury spadały nawet do 8 stopni. Bardziej niepokoił stan autobusu, który był stary i rozklekotany. Przy zmianie biegów słychać było głośne zgrzytanie. Dziwne było też to, że autobus był tylko w połowie pełny, a my byliśmy jedynymi obcokrajowcami. Do zachodu słońca jechaliśmy z otwartymi drzwiami - taki sprytny pomysł na chłodzenie wnętrza autobusu.


Podróż trwała i trwała, wydała się nie mieć końca. Po zmroku zrozumiałam, że będziemy sporo opóźnieni. Myliłam się. Opóźnienie nie było spore, tylko bardzo duże. Kiedy dojechaliśmy do Pakse była 1:30 w nocy... Nocleg naturalnie zarezerwowałam telefonicznie kilka dni wcześniej. Obawiałam się nie tylko o zapowiadający się bardzo krótki sen, ale też o to, czy uda nam się wykupić wycieczkę nad wodospady na następny dzień.

Najpierw jednak musieliśmy dojechać do hotelu. Jak zwykle, przed autobusem czekały tuk-tuki. Sprawa wydawała się prosta, bo do hotelu mieliśmy zaledwie 2 kilometry. Wsiedliśmy do tuk-tuka nie pytając o cenę. Po zaledwie kilku minutach byliśmy przed hotelem. Darek wyciągnął 20 tyś kipów. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy zażądał 60 tyś (24 zł)! Strasznie się wkurzyłam, bo było to czyste wariactwo. Niedorzeczna cena za zaledwie 2 kilometry. Próbowaliśmy negocjować. Zaproponowaliśmy 30 tyś. Kierowca nie chciał obniżyć ceny ani odrobinę. Ja się w pewnym momencie oddaliłam, bo myślałam, że eksploduję. Darek miał jakieś trzydzieści parę tysięcy "drobnych", więc powiedziałam mu, żeby tyle mu dać i ani kipa więcej. Negocjował z nim chyba jakieś 15 minut. W końcu wcisnął mu do ręki te trzydzieści parę tysięcy mówiąc, że ma tylko ze sobą tylko 100 dolarowe banknoty. Kierowca wziął pieniądze i pojechał wściekły psiocząc na nas.

W hotelu obudziliśmy śpiącego pod moskitierą w recepcji Laotańczyka. Zaspany wygramolił się z łóżka. Bardzo się ucieszyłam, że pokój na moje nazwisko, a właściwie imię na nas nadal czekał. Swoją drogą to zabawne jak robiłam telefoniczne rezerwacje w Laosie. Zawsze pytano mnie o imię i o imię tylko. Wystarczyło: My name is Aleksandra i rezerwacja gotowa :)

Okazało się, że w hotelu możemy wykupić wycieczkę do Bolaven Plateau, gdzie mieliśmy zobaczyć kilka wodospadów, odwiedzić pewne plemię i zobaczyć plantację kawy i herbaty.

Przed 3, po szybkim prysznicu, wreszcie udaliśmy się do łóżka. Po jakiejś godzinie obudziły nas szczekające psy. Chociaż szczekanie nie jest odpowiednim słowem opisującym to co usłyszeliśmy. Ujadanie było tak nagłe, głośne i agresywne, że wszyscy natychmiast się obudziliśmy, zastanawiając się przez pierwsze sekundy co się stało. Ku wielkiej uldze chłopak z recepcji wstał i przegonił psy. Widać nie tylko my mieliśmy się nie wyspać.

O 8 rano, po szybkim śniadaniu byliśmy już w drodze do Bolaven Plateau. Bolaven Plateau to przepiękny region ulokowany między granicą wietnamską i Mekongiem od zachodu. Cieszy się popularnością wśród turystów z powodu wielu spektakularnych wodospadów. Dzięki bardzo żyznej ziemi, powstało tu wiele plantacji kawy i herbaty. Słynie również z upraw kardamonu i wielu różnych gatunków owoców i warzyw.

 Na początek pojechaliśmy zobaczyć główną atrakcję - 120 metrowe wodospady Tat Fan

Plantacja kawy i herbaty. Na miejscu darmowa degustacja i możliwość zakupienia kawy i herbaty. 

Tak rośnie kawa 

Kawa 

Ziarna kawy 

Suszenie kawy 

 Papryczki chilli 

Plemię liczące siedemdziesiąt parę rodzin.
 Mieszkańcy tego plemienia mówią w dialekcie niezrozumiałym dla Laotańczyków.

Dzieci z plemienia 

Skromne domki i życie 


Dziewczynka z plemienia z zezem. Nieśmiało się do nas uśmiechała.
Postanowiliśmy jej sprezentować Mai torebeczkę Sponge Bob.
Tak się cieszyła z podarunku. Piękny uśmiech! 

Kolejne wodospady. 
Tuż przy tych wodospadach jest restauracja, gdzie można zjeść lub napić się Beerlao. 

Kosmiczny pająk w okularach przeciwsłonecznych ;)

Dzieciaczki z innej wioski w tradycyjnych strojach  

Kto jako dziecko nie marzył o takim domku? :)

Piękna laotańska roślinność 


Nie wiem co ta pani paliła, ale pół zębów nie miała, a pozostałe były czarnymi szczątkami. 
Uśmiechała się szeroko, być może z powodu tego co paliła? ;)

W drodze na następny wodospad. 


Ciekawy most :)


Informacje praktyczne:

Lokalny autobus Wientian-Pakse - Autobus odjeżdża z południowego dworca. Bilety można kupić na dworcu lub w agencjach turystycznych. My skorzystaliśmy z tej drugiej opcji, bo w cenie był darmowy pick-up. Cena za bilet 150 tyś kipów. 

Hotel, w którym nocowaliśmy w Pakse nazywa się Hotel Salachampa (polecany przez Lonely Planet) - Bungalowy z klimatyzacją i łazienkami są czyste, chociaż raczej skromne. Plusem jest lokalizacja w centrum. Za noc płaciliśmy 25 USD za bungalow. 

Wycieczka na Bolaven Plateau - Wycieczka obejmuje wszystkie miejsca ze zdjęć plus jeszcze jeden mały wodospad. Zapłaciliśmy 400 tyś kipów za mnie i Darka. Maja jechała za darmo. 

Komentarze

Prześlij komentarz

Nocleg z Booking.com!

Booking.com