Z Polski do Azji drogą lądową - Stambuł

Myślę Stambuł i słyszę pięknie brzmiące nawoływania z minaretów. Myślę Stambuł i widzę leżące leniwie na ulicach koty. Myślę Stambuł i ślinka mi cieknie na wspomnienie niebiańskich deserów. Ale od początku.

Do Stambułu przyjeżdżamy pociągiem z Sofii. Już z daleka widzimy jak ogromnym miastem jest stolica Turcji. Jeśli czytaliście wpis o Sofii, to wiecie, że postanowiliśmy zabawiać w stolicy Bułgarii troszkę dłużej. Dat noclegu w Stambule zmienić nie mogłam, więc tylko napisałam do hotelu, że będziemy dzień później, wcześniej rano. Zameldujemy się raz dwa i ruszymy na podbój miasta!


Gdzie jest nasz pokój?!
Docieramy do miasta i z telefonami szukamy podanego adresu. Docieramy do miejskiego parku, gdzie rzesze Turków wypoczywa w cieniu drzew . Siesta, czy co? Mamy małe problemy ze znalezieniem właściwego adresu, więc zaczepiamy napotkanego chłopaka. Czyta adres i niby wie, ale nie wie. Macie telefon? No mamy. I moment później dzwoni, żeby się dowiedzieć dokąd mamy iść dalej. Wiecie co, już po Was jadą. Chodźcie ze mną, usiądziemy na murku i poczekamy na nich. Widać jemu też się nie spieszy.... Czekamy i czekamy... Co oni tak długo robią, denerwuje się nasz nowy przyjaciel. Jak mogą Wam kazać czekać tak długo? Dlaczego nie pójdziecie do innego hotelu, pełno ich w okolicy, mogę Was do jednego zaprowadzić. Dziękujemy, ale to nie możliwe, tłumaczę. Nie mogę odwołać rezerwacji. Ja też już się trochę zaczynam martwić. W końcu przychodzi jakiś Turek po nas. Niestety, ale nie mamy już waszego pokoju. Możecie dostać pokój po 13 jak się jeden z gości wymelduje. CO?! Czuję, że mózg mi się gotuje, czy już leci z niego gorąca para? Jak to nie macie MOJEGO pokoju? Przecież mieliśmy rezerwacje na WCZORAJ!!! No tak, ale przyjechaliście dopiero dziś. Co takiego?! Napisałam maila z powiadomieniem o opóźnionym przybyciu! Z resztą ja płacę za tę dobę, więc chcę mój pokój! Napisałaś, że będziecie wcześniej rano, a jest już dziesiąta, wyjaśnia Ożeż ty....! Jest już 10, bo nie można znaleźć hotelu z takim adresem i czekamy tu już pół godziny. Chcę pokój TERAZ! Z braku argumentów, lub z powodu mojego wzburzenia facet nas zostawia. Jezu co za koszmar... Za to nasz nowy przyjaciel się nie poddaje, on też jest niezadowolony. Chwyta telefon i dzwoni. Po chwili oddaje mi słuchawkę. Dowiaduję się, że anulowali moją rezerwację i znaleźli mi inny hotel (w okolicy) za tę samą cenę. Zaraz ktoś po nas przyjdzie. Niech będzie.... czekamy. Mija kolejne pół godziny i nasz przyjaciel stwierdza, że to niedopuszczalne. Kolejny telefon i wszystko załatwione. Zabiorę Was do hotelu, w którym pracuję, jest tuż obok. Ludzie od naszej rezerwacji pokryją koszty. Dziwne, myślę, ale niech będzie. Hotel rzeczywiście jest bardzo blisko. Wchodzimy do środka i już wiemy, że ten hotel ma dużo wyższy standard niż ten który zarezerwowaliśmy przez internet. Pan elegancik-recepcjonista z wyżelowanymi włosami i nienagannie wyprasowanej białej koszuli wita nas z uśmiechem. Sprawa wygląda tak, zaczyna. Przekazano mi zarys Waszej sytuacji i możemy przyjąć Was w naszym hotelu. Nasz hotel jest jednak droższy... Właściciel hotelu, który zarezerwowaliście pokryje część kosztów, resztę dopłacić musicie sami. O nie, zaczynam. Wybraliśmy tani hotel nie po to, żeby teraz płacić więcej. Nie odpowiada nam taka propozycja. Dobrze, odpowiada recepcjonista. W takim razie wyjątkowo tamten właściciel pokryje całą różnicę za 2 noce. Okay, szybko się zgadzamy. Oczywiście tu też musimy czekać na pokój, ale cóż zrobić. W międzyczasie udajemy się na śniadanie, podczas którego analizujemy zaszłą sytuację i dochodzimy do wniosku, że nic z niej nie rozumiemy. Sprawdzamy szybko ceny na internecie, żeby się przekonać czy nasz hotel jest faktycznie tyle droższy ile nam powiedziano. Wszystko się zgadza. Wracamy do hotelu, gdzie prowadzą nas do pięknego pokoju pięknym zestawem wypoczynkowym, wielkimi lustrami i elegancką łazienką. Ale nam się upgrade trafił! Cała sprawa jakaś szemrana się wydaje, ale w naszym pokoju szybko o wszystkim zapominamy.

Oszustwa i przekręty, czyli na co uważać w Stambule 

→ Słodycze i herbaty
Nasze doświadczenie z tureckimi słodyczami zaczyna się wspaniale. W pierwszy dzień udajemy się do ogromnej kawiarni, którą minęliśmy rankiem idąc do hotelu. Tak nam zapadły w pamięć wystawy z deserami, że nie sposób było o tym zapomnieć. Menu jak z bajki - wszędzie Turkish delight. W końcu wybieramy po deserze i kawę. W sporej miseczce dostaję coś na kształt dwuwarstwowego puddingu. Na spodzie pudding pistacjowy, na górze czekoladowy. Wszystko posypane pistacjową kruszonką. Niebo w gębie. Do tej samej restauracji, tylko w części Azjatyckiej, wracamy po 2 dniach.
Cóż więc może być nie tak z tymi tureckimi słodkościami? Rozsmakowani w tych pysznościach, postanawiamy zabrać trochę łakoci do Polski. Porównujemy oczywiście ceny w sklepach i na targach. Ostatecznie kupujemy po trochę w dwóch różnych miejscach. Jakże ogromne jest nasze rozczarowanie kiedy otwieramy jedno z pudełek w hotelu! Baklava, którą kupiliśmy nie ma nic wspólnego z tą, którą tutaj jedliśmy. Ta ocieka tłuszczem i smakuje paskudnie. Jest praktycznie nie do zjedzenia. Inne słodkości, które miały zawierać pistacje, co najwyżej koło okruszków pistacjowych stały. Ilość również była przekłamaniem. Wszystkie zakupy okazują się byś wielkim oszustwem...
Należy również uważać na herbaty, które często są sproszkowane. Koniecznie trzeba czytać skład i wagę!

A na zdjęciu pyszne desery z kawiarni, o której informacje znajdziecie poniżej



→ Ludzie i zakupy
Ludzie, jak wszędzie są różni, ale warto pamiętać o odmiennej mentalności i o tym że jest wielu takich, którzy będą próbowali turystów oszukać i naciągnąć.
Drugiego dnia szwendając się po mieście, Paweł zauważa jak jakiś mężczyzna idący przed nami upuszcza szczotkę do czyszczenia butów. Hej, coś Ci spadło, woła. Mężczyzna odwraca się i podnosi zgubę, a następnie wylewnie dziękuje i proponuje w zamian wyczyszczenie butów. Choć Paweł ma na sobie tylko adidasy, przystaje na propozycję. I zaczyna się. Pucybut biadoli o tym jak mu pieniędzy brakuje, jak to musi się dziećmi zajmować (których ma dużo, ale je bardzo kocha) i jakie to ciężkie jest jego życie. Na koniec podlicza Pawła. Aż się zagotowałam, jak usłyszałam kwotę. Ostatecznie daje mu parę złoty, na co i tak nie zasłużył. Zero prawdziwej wdzięczności, tylko kłamstwa i wyzysk. Taki mały incydent, a tak potrafi wyprowadzić z równowagi.
Przy zakupach (zwłaszcza na targach) koniecznie porównujcie ceny, bo jak się sami przekonaliśmy te same produkty mogą różnie kosztować u różnych sprzedawców. Nie spiesz się więc robiąc zakupy.

→ Piwo
O tym muszę osobno wspomnieć, bo ceny piwa w Stambule zwaliły nas z nóg. Myślałby kto, że narodowy Efes nie będzie dużo kosztować... Wiele miejsc zwiedziliśmy i porównaliśmy ceny piw w kilkunastu miejscach. Znaleźliśmy jedno bezkonkurencyjne, gdzie za duże piwo płaciliśmy 10 zł. W pozostałych miejscach ceny wahały się od 15 do 25 złotych!

→ Knajpy i jedzenie
Przy wyborze knajpek lubię kierować się dwoma zasadami.
Pierwsza: ocena miejsca na TripAdvisor i/ lub ocena na google.
Druga: ilość stołujących się lokalsów. Im więcej lokalnej ludności, tym większa szansa, że jedzenie jest dobre i świeże.

Przekręty przekrętami, ale Stambuł to przede wszystkim przepiękne miasto z wieloma atrakcjami. Co więc warto zobaczyć w Stambule? Poniżej moje top 10.

Atrakcje turystyczne w Stambule, czy warto zobaczyć:

Błękitny Meczet. Niewątpliwie jedno z najważniejszych miejsc w Stambule. Meczet jest piękny, a skąpany w słońcu wygląda jak z bajki. W środku jest równie interesująco, ale musimy walczyć z tłumami turystów i unoszącym się w powietrzu zapachem stóp. 




Hagia Sofia. Tu nie mieliśmy szczęścia. 3/4 wnętrza Hagii było w remoncie. Mimo to ceny biletów nie były niższe. Zrezygnowaliśmy więc z wejścia do środka. Cóż, będzie po co wrócić.
Ciekawostka - Hagia Sofia była oryginalnie świątynią chrześcijańską i nosiła nazwę Kościoła Mądrości Bożej.



Pałac Topkapi. Aby się dostać do pałacu musieliśmy ponad godzinę stać w kolejce po bilet. Czekając w tym upale miałam tylko nadzieję, że będzie warto. Było, rezydencja sułtanów nie rozczarowywuje. 




Cieśniną Bosforską do Azji. Będąc w porcie nie sposób nie zobaczyć nawoływaczy na rejs po Bosforze. Ceny takich rejsów nie są jednak przyjazne budżetowym podróżnikom. Z resztą, naszym celem było dotarcie do Azji drogą lądową (i promem...). Zdecydowaliśmy się więc na opcję najtańszą i popłynęliśmy regularnym promem, który zabiera lokalną społeczność z jednej do drugiej części Stambułu. Sama azjatycka część jakoś nas nie zachwyciła i niczego ciekawego nie odkryliśmy. Ale samo postawienie stóp na azjatyckiej ziemi jest już satysfakcjonujące. 



Meczet Sulejmana. Drugi co wielkości meczet w Stambule był moim ulubionym, Piękny, ogromny, majestatyczny i bez tłumów, które szturmują Niebieski Meczet. A najbardziej podoba nam się widok jaki się roztacza ze wzgórza.





Wieża Galata. Do wieży udaliśmy się aż dwa razy. Niestety nie dlatego, że tak nam się podobało, a dlatego, że nie spodziewaliśmy takich kolejek! Dodatkowo google nas wprowadził w błąd podając nieprawidłową godzinę zamknięcia i z zachodu słońca na wieży nic nie wyszło. Na następny dzień wybraliśmy się odpowiednio wcześniej. Kolejek nie uniknęliśmy, były nawet na szczycie, co oznacza, że trzeba poruszać się w jednym kierunku, w tempie reszty zwiedzających. Dobrze, że widok w wieży nagradza trudy dostania się na szczyt.



Kryty (Wielki) Bazar. Bo jak nie wybrać się na największy bazar w Stambule, prawda? Dla jednych raj zakupowy, dla innych koszmar 61 ulic z z ponad 3500 sklepami. Jedno trzeba powiedzieć na głos. Kiczu tu nie brakuje, a produkty są często wątpliwej jakości. Ale jeśli już chcecie zakupić tu pamiątki, nie można zapomnieć o targowaniu się. Ja nabyłam śliczną torebkę, której uchwyt musiałam naprawić po miesiącu, małą ręcznie zdobioną miseczkę i okulary, na które kilka dni później usiadłam. Ale to nic, bo okulary farbowały mi nos :D





Bazar Egipski. Bazar zwany też Targiem Korzennym ma atmosferę, której szukaliśmy. Kolorowe egzotyczne przyprawy przyciągają wzrok i kuszą. 





Park Gulhane. Warto przejść się na spacer do najstarszego parku w Stambule, gdzie siedząc pod 200 letnim drzewem możemy przyglądać się tureckim rodziną spędzającym wspólnie czas. 



Plac Taksim. Podobno uważany jest za serce nowoczesnego Stambułu. Podczas naszej wizyty sam plac jest zamknięty, ale spacerując po okolicy mijamy wiele restauracji, hotelów i sklepów. To tu właśnie widzimy w knajpach piwo w zawrotnych cenach (równowartość ponad 20 złotych). Nie mniej jednak ciekawa i inna strona Stambułu. 




Informacje praktyczne:

Nocleg w Stambule - Ostatecznie zatrzymaliśmy się w dosyć eleganckim Golden Galley Suites. Piękne nowoczesne pokoje w hotelu ze świetną lokalizacją.

Restauracje w Stambule, czyli gdzie dobrze zjeść:

Sofya Kebab House - Nasz pierwszy posiłek w Turcji był strzałem w dziesiątkę. Aromatyczne tureckie kebaby w przyjemnej restauracyjce były doskonałym wyborem. Restauracja nie jest najtańsza, ale jedzenie jest wyborne.

Hafiz Mustafa - Do tej ponad 150 letniej kawiarni TRZEBA przyjść na deser. Najwspanialsze tureckie desery jedliśmy właśnie tutaj (dwukrotnie!). Ekstaza dla kubków smakowych.


Sezgin Pub - Tutaj skończyły się poszukiwania niedrogiego piwa. Sezgin to lokalny pub z bardzo miłym właścicielem, który zawsze do piwa nam serwował miseczkę z pistacjami. Duży Efes kosztuje 10 lira. Polecamy!

Port - Przy Eminonu można zjeść tanie lokalne smakołyki. Nam bardzo zasmakowała bułka z grillowaną rybką, świeże małże, a także kubek kiszonych ogórków z kapustą zalany czerwoną wodą po kiszeniu. 




Ramo Bufe 2 - Lokalne miejsce, gdzie na śniadanie lub kolację zaopatrywałam się w pyszne i tanie kanapki. Wybieramy dodatki do świeżej bagietki i za 4,5 lira mamy wspaniałe tureckie jedzenie. Polecam!

Nie można też nie wspomnieć o wszechobecnych pieczonych kasztanach, obwarzankach i kukurydzy.


Co gdzie i za ile, czyli zwiedzamy Stambuł

Niebieski Meczet - Otwarty jest od 9 rano do zmierzchu. Meczet zamykany jest 30 minut przed i po modlitwie oraz 2 godziny podczas piątkowej modlitwy w południe.

Meczet Sulejmana - Otwarty codziennie od 9 do 17:30, z wyłączeniem okresu modlitw.

Wieża Galata  - Otwarta była do 20:30, a nie do 21 jak podawano na internecie. Cena biletu to 25 lira.

Egipski Bazar - Otwarty jest od 8 do 19, oprócz niedzieli. Zamknięty jest również 29 października i w święta religijne.

Wielki Bazar - Jak w Bazarze Egipskim, tylko otwarty jest pół godziny później.

Prom do azjatyckiej części Stambułu - Przy Eminonu w maszynach można nabyć bilety na prom, który regularnie kursuje w jedną i druga stronę.

Pałac Topkapi - Od 30 października do 15 kwietnia pałac otwarty jest od 9 do 16:45. W miesiącach letnich zamykany jest dopiero o 18:45. Bilet do muzeum kosztuje 40 lira, a za wejście do Haremu płacimy dodatkowe 25 lira.


A na koniec kilka portretów kotów, które można spotkać w Stambule prawie wszedzie



Komentarze

  1. Byłam w Stambule ok. 10 lat temu, ale tak bardzo mi się podobało, ze wszystko doskonale pamiętam. Rejs po Bosforze był fantastyczny. Uwielbialam wieczorem usiąść na poduchach i popijać herbatkę jabłkową.Warszawa wydała się taka nijaka, szara. Jedzenie pyszne i widoki niezapomniane, chyba tłumów takich aż nie było, pamiętam kolejki umiarkowane. Pozdrawiam i dzieki za przywolanie fajnych wspomnien.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stambuł też bardzo zapadł mi w pamięć. Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę :)

      Usuń
  2. Mnóstwo informacji, bardzo fajnie podanych. Od razu zachciało mi się znowu do Turcji, uwielbiam turecką kuchnię. I bardzo fajne zdjęcia, będę tu wracać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, w Stambule można naprawdę dobrze (i tanio) zjeść. Aż bym się napiła tej ich pysznej herbatki :)

      Usuń
  3. Świetny poradnik dla wybierających się w te rejony. I wspaniałe zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Nocleg z Booking.com!

Booking.com